Żółto-czarne mikołajki
3:1 dla Naszych, wspaniałe widowisko dla nas. „Nasi” to oczywiście PGE Skra Bełchatów – zjawisko siatkarskie, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. W sobotę, 3 grudnia podejmowali u siebie Indykpol AZS Olsztyn, a my, tzn. VIa oraz VIb z wychowawczyniami i Panem Psztyrem (i z trzema piątoklasistami gwoli ścisłości) wybraliśmy się do Bełchatowa, by to obejrzeć. Ponieważ Pani Stenia – kierownik drużyny wycieczkowiczów – zamówiła nam świetne miejscówki i równie świetną, słoneczną pogodę i ponieważ oba siatkarskie zespoły zajmują czołowe miejsca w polskiej PlusLidze, wydarzenie było pierwszoligowe.
Halę „Energia” wypełniała tego wieczoru pozytywna energia właśnie i kibice, którzy chyba co do jednego dopingowali Skrę. Zwłaszcza sąsiadujący z nami po prawej Klub Kibica - powiewał żółto – czarnymi flagami, śpiewał, klaskał, trąbił… Wzięliśmy z nich przykład i dobrze się bawiliśmy!
O nasze samopoczucie i poziom cukru zadbały częstujące żółto – czarnymi sezamkami maskotki Gospodarzy (Pszczoła i – nie wiedzieć czemu – czerwony Kangur). O emocje i poziom adrenaliny dbali sportowcy. Pierwszego seta wygrali nieoczekiwanie, mimo dopingu całej hali, olsztynianie. W taki sam sposób wkroczyli w drugą partię meczu. Na szczęście siatkarze Skry jeszcze podczas niej przełamali się i już do końca nie dali sobie zwycięstwa odebrać. Nokautem był zwłaszcza set trzeci – 25:13! Oglądaliśmy asy serwisowe i trudne a zaciekłe obrony, wygrywane raz przez jedną, raz przez drugą stronę. Ostatecznie – Nasi zatriumfowali siłą zagrywki i ataku.
Jeszcze podczas przedmeczowej rozgrzewki mogłam się przekonać, że siatkówka, a raczej siatkarze mają wśród naszych uczniów wielu fanów. Ten wyraz szczęścia na twarzy, gdy można było odrzucić piłkę na boisko Bartoszowi Kurkowi czy Mariuszowi Wlazłemu… Ale to i tak nic w porównaniu do pomeczowego czekania na autografy, zwłaszcza Karola Kłosa. Co prawda, gdybym już miała dać się porwać temu szaleństwu, wybrałabym pogratulowanie MVP meczu – Arturowi Szalpukowi albo Bartoszowi Kurkowi, który bardzo wzmocnił drużynę, wchodząc na boisko, albo Nikolasowi Uriarte – argentyńskiemu rozgrywającemu. Cóż, może to siła reklamy, może… To już tajemnica młodych fanek.
Halę „Energia” opuszczaliśmy w dobrych humorach. Za nami szli kibice w żółtych czapkach św. Mikołaja. Bo to były sportowe, żółto – czarne mikołajki!